Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/222

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Kazał, było, książę zaraz palik dla niego zastrugać, ale się potem rozmyślił i tak powiada: Skrzetuskiemu go daruję, niechże z nim czyni, co chce. Teraz w Tarnopolu kozaczysko w podziemiu siedzi; cyrulik mu łeb opatruje. Mój Boże, ileż to razy dusza już powinna była z niego uciec! Żadnemu wilkowi psi tak skóry nie natarmosili, jako my jemu. Sam pan Michał trzy razy go pokąsał. Ale twarda to sztuka, choć i prawdę rzekłszy, człek nieszczęsny. Niech mu tam kat świeci! Nie mam ja już do niego rankoru, pomimo iż okrutnie na mnie nastawał, a niewinnie, bo i pijałem z nim, pospolitowałem się jak z równym, póki na cię, córuchno, ręki nie podniósł. Mogłem go też pchnąć w Rozłogach... Ale to już z dawna wiem, że niemasz żadnej wdzięczności na świecie i mało kto dobrem za dobre płaci. Niech go tam!...
Tu pan Zagłoba począł kiwać głową...
— A ty co z nim uczynisz, Janie? — spytał. — Żołnierze mówią, że forysia z niego zrobisz, bo chłop pokaźny, ale nie chce mi się wierzyć, żebyś tak właśnie postąpił.
— Z pewnością tego nie uczynię — odrzekł Skrzetuski. — Wielkiej to jest fantazyi żołnierz, a że nieszczęsny, tembardziej go żadną chłopską funkcyą nie pohańbię.
— Niech mu Bóg wszystko odpuści — rzekła kniaziówa.
— Amen! — dodał Zagłoba. — Prosi on śmierci, jako matki, by go zabrała... i pewnie byłby ją znalazł, gdyby się był pod Zbaraż nie spóźnił.
Zamilkli wszyscy, nad dziwnemi zmianami fortuny rozmyślając, aż w oddaleniu ukazała się Grabowa, w któ-