Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/219

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

krzykiwał Zagłoba. — A co córuchna! skończona twoja niedola!... a dla Bohuna kat i miecz!
Ksiądz Cieciszowski oczy miał podniesione do nieba, a usta jego powtarzały cudne słowa natchnionego kaznodziei:
— Siejba była w płakaniu, a żniwo w weselu...
Usadzono Skrzetuskiego w karecie obok kniaziówny — i orszak ruszył dalej. — Dzień był cudny, pogodny, dąbrowy i pola pławiły się w świetle słonecznem. Nizko, po ugorach i wyżej, nad ugorami i jeszcze wyżej, w błękitnem powietrzu, płynęły już tu i owdzie srebrne nitki pajęczyny, które późniejszą jesienią jakoby śniegiem pokrywają tamtejsze pola. I spokój był wielki naokoło, jeno konie parskały raźno w orszaku.
— Panie Michale — mówił Zagłoba, trącając strzemieniem w strzemię Wołodyjowskiego: — coś mnie znowu ułapiło za grzdykę i trzyma, jak to wówczas, kiedy pan Podbipięta — wieczny mu odpoczynek! — wychodził ze Zbaraża: ale gdy pomyślę, że się tych dwoje wreszcie znalazło, to tak mi lekko na sercu, jakbym kwartę petercymentu duszkiem wypił. Jeśli i ciebie małżeńska przygoda nie spotka, to na starość będziem ich dzieci hodować. Każdy do czego inszego się rodzi, panie Michale, a my dwaj lepsi chyba do wojny, niż do żeniaczki.
Mały rycerz nie odpowiedział nic, jeno począł wąsikami mocniej niż zwykle ruszać.
Jechali do Toporowa, a stamtąd do Tarnopola, gdzie się mieli z księciem Jeremim połączyć i razem z jego chorągwiami do Lwowa na wesele ruszyć. Przez drogę opowiadał Zagłoba pani sandomierskiej, co się w ostatnich czasach stało. Dowiedziała się więc, że król