Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/095

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wielkim był wojownikiem, prawie panu Koniecpolskiemu równym, ale w pojedynczem spotkaniu z Burłajem cięższa była robota — ja wam to mówię!
— To niby znaczy, żeś to waćpan powalił Gustawa Adolfa? — pytał Wołodyjowski.
— Albożem ci się pochwalił, panie Michale? — niech tam to już zostanie w niepamięci — mam ja się z czem i dziś pochwalić, co będę dawne czasy wspominał! Strasznie to piwsko burczy w żywocie — a im więcej w niem sera, tem więcej burczy. Wolę winną polewkę — choć chwała Bogu i za to, co jest, bo wkrótce może i tego nie starczy. Ksiądz Żabkowski mnie mówił, że ponoś wiwendy skąpo, a on się tem bardzo niepokoi, bo ma brzuch jak gumno. Setny to Bernardyn! okrutniem go polubił. Więcej w nim żołnierza, niż mnicha. Kiedyby kogo w pysk trzasnął, to choć zaraz trumnę zamawiaj.
— Ale! — rzekł mały rycerz — nie mówiłem też waćpaństwu jak grzecznie poczynał sobie tej nocy ksiądz Jaskólski. Usadowił się w onym narożniku, w tej srogiej wieży, po prawej stronie zamku — i patrzył na bitwę. A trzeba wiedzieć, że on okrutnie z guldynki strzela. Powiada tedy do Żabkowskiego: nie będę do kozaków strzelał, bo zawszeć to chrześcijanie, choć Bogu dyzgusta czynią, ale do Tatarów (powiada) nie wytrzymam! — i jak jął dmuchać, tak ich podobno coś z pół kopy przez całą bitwę popsował.
— Żeby to wszystko duchowieństwo było takie! — westchnął Zagłoba — ale nasz Muchowiecki, to jeno ręce ku niebu wznosi a płacze, że się tyle krwi chrześcijańskiej leje.
— Daj waść pokój — rzekł poważnie Skrzetuski. —