Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/054

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

co dzieje się w okolicy. W poblizkich wioskach wysłana czeladź brała żywność i paszę, ile się gdzie jeszcze dało złapać. Żołnierz stojący na wałach gwarzył wesoło i śpiewał, a noc spędzono, drzemiąc przy ogniskach, z ręką na szabli, w takiej gotowości, jakby co chwila szturm miał nastąpić.
Jakoż świtaniem poczęło się coś czernić w stronie Wiśniowca. Dzwony uderzyły w mieście na trwogę, a w obozie długie, żałosne głosy trąb pobudziły czujność żołnierzy. Piesze regimenta wyszły na wały, w przerwach stanęła jazda, gotowa zerwać się za pierwszym znakiem do ataku, a przez całą długość okopu wzniosły się ku górze dymki od zapalonych lontów.
W tej samej chwili pojawił się książę na swoim białym dzianecie. Ubrany był w srebrne blachy, ale bez hełmu. Najmniejszej troski nie było znać na jego czole; owszem, wesołość biła mu z oczu i twarzy.
— Mamy gości, mości panowie! mamy gości! — powtarzał, przejeżdżając wzdłuż wałów.
Cisza nastała i słychać było łopotanie chorągwi, które lekki powiew wiatru to nadymał, to owijał naokoło drzewców. Tymczasem nieprzyjaciel zbliżył się tak, iż można go było okiem ogarnąć.
Była to pierwsza fala, więc nie sam Chmielnicki z chanem, ale rekonesans, złożony ze trzydziestu tysięcy wyborowych ordyńców, uzbrojonych w łuki, samopały i szable. Zagarnąwszy tysiąc pięćset pachołków, wysłanych po żywność, szli gęstą ławą od Wiśniowca, potem, wyciągnąwszy się w długi półksiężyc, poczęli zajeżdżać z przeciwnej strony, ku Staremu Zbarażowi.
Ale tymczasem książę, przekonawszy się, iż to tylko komunik, dał rozkaz, by jazda wyszła z okopów. Roz-