Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/312

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Myślałem, że razem ze mną i fortele moje pójdą do trumny, ale widzę, że to frant jeszcze większy. Toż my przez chytrość tego pachołka uwolnimy naszą kniaziównę od Bohunowej niewoli, za Bohunowem pozwoleniem i na Burłajowych koniach. Widziałże kto kiedy podobną rzecz? A na pozór trzech groszybyś za tego pachołka nie dał.
Rzędzian uśmiechnął się z zadowoleniem i odrzekł:
— Albo to nam będzie źle, mój jegomość?
— Udałeś mi się i żeby nie twoja chciwość, tobym cię do służby wziął; ale skoroś Burłaja tak w pole wywiódł, już ci to, żeś mnie nazwał opojem, przebaczam.
— To nie ja tak jegomości nazwałem, jeno Bohun.
— Bóg go też skarał — odrzekł Zagłoba.
Na takich rozmowach zeszedł im ranek, ale gdy już słońce wytoczyło się wysoko na sklep niebieski, chwyciła ich powaga, bo za kilka godzin mieli ujrzeć Waładynkę. Po długiej podróży byli nakoniec u celu, ale niepokój, naturalny w podobnych wypadkach, wkradł im się do serc. Żyje-li jeszcze Helena? A jeżeli żyje, to czy znajdą ją w jarze? Horpyna mogła ją wywieźć, lub może ją w ostatniej chwili ukryć gdzieś w nieznanych rozpadlinach jaru, albo uśmiercić. Przeszkody nie były jeszcze przezwyciężone, niebezpieczeństwa wszystkie nie minęły. Mieli wprawdzie wszystkie znaki, po których Horpyna powinna była ich rozeznać, jako Bohunowych wysłańców, pełniących jego wolę — ale nuż dyabły lub duchy ją ostrzegą? Tego obawiał się najwięcej Rzędzian, a i pan Zagłoba, choć się miał za biegłego w ciemnym kunszcie, nie myślał o tem bez niepokoju. W takim bowiem razie zastaliby jar pusty, ale co gorsza, kozaków z Raszkowa, ukrytych w nim na zasadzce. Serca biły im coraz mo-