Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/297

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

niądze, dukaty tam są, powiada, zakopane na miejscu w jarze, od wypadku to je wyjmij. Po drodze mówcie jeno: Bohunowa jedzie! — a niczego wam nie zbraknie. Zresztą (powiada) czarownica da sobie rady, tylko ty jedź odemnie, bo kogóż ja nieszczęsny poślę, komu zawierzę, tu w obcym kraju, między wrogami? Tak on to mnie, moi jegomoście, prosił, że prawie śluzy wylewał, w końcu kazał mi bestya przysięgać, że pojadę, a ja też przysiągłem, jeno w duchu dodałem: z moim panem! On tedy uradował się i zaraz dał mi piernacz i pierścień i nóż i co miał klejnotów, a ja też wziąłem, bom myślał: lepiej niech będzie u mnie, niż u zbója. Na pożegnanie powiedział mi jeszcze, który to jest jar nad Waładynką, jak jechać i jak się obrócić, tak dokumentnie, że z zawiązanemi oczymabym trafił, co sami waszmościowie zobaczycie, gdyż tak myślę, że razem pojedziemy.
— Zaraz jutro! — rzekł Wołodyjowski.
— Co to jutro! dziś jeszcze na świtanie każem konie kulbaczyć.
Radość chwyciła wszystkich za serca i słychać było to okrzyki wdzięczności ku niebu, to zacieranie rąk radosne, to nowe pytania rzucane Rzędzianowi, na które pachołek ze zwykłą sobie flegmą odpowiadał.
— Niech cię kule biją! — wykrzyknął Zagłoba — jakiego w tobie pan Skrzetuski ma sługę!
— Albo co? — pytał Rzędzian.
— Bo cię chyba ozłoci.
— Ja też tak myślę, że nie będzie to bez nagrody, chociaż mojemu panu z wierności służę.
— A cóżeś z Bohunem uczynił? — pytał Wołodyjowski.
— Toż to, mój jegomość, było dla mnie umar-