Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/263

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Nie o to chodzi, każ mu jeno do walki ze mną stanąć.
— Szyję mu urezać! — powtórzył hetman. — Kto to taki?
— Bohun.
Chmielnicki począł mrugać oczyma, poczem uderzył się dłonią w czoło.
— Bohun? — rzekł — Bohun zabit — Meni korol pysaw, że on w pojedynku usieczon.
Skrzetuski zdumiał. Zagłoba prawdę mówił!
— A co tobie Bohun uczynił? — pytał Chmielnicki.
Jeszcze silniejsze płomienie wystąpiły na lica porucznika. Bał się mówić o kniaziównie wobec półpijanego hetmana, aby jakiego nieprzebaczonego bluźnierstwa nie usłyszeć.
Kisiel go wyręczył.
— Jest to rzecz poważna — rzekł — o której mnie kasztelan Brzozowski opowiadał. Bohun porwał, mości hetmanie, temu oto kawalerowi narzeczoną i ukrył ją niewiadomo gdzie.
— Tak ty jej szukaj — rzekł Chmielnicki.
— Szukałem nad Dniestrem, bo tam ją ukrył — alem nie znalazł. Słyszałem jednak, że miał ją do Kijowa przeprowadzić, dokąd i sam na ślub chciał zjechać. Dajże mnie, mości hetmanie, prawo jechać do Kijowa i tam jej szukać, o nic więcej nie proszę.
— Ty mój druh, ty Czaplińskiego rozbił. Ja tobie dam nietylko prawo, żeby ty jechał i szukał wszędy, gdzie zechcesz, ale i rozkaz dam, by ten, u którego ona jest, w twoje ręce ją oddał — i piernacz ci dam na przejazd i list do metropolity, by po monastyrach u czernic szukali. Moje słowo nie dym!