Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/208

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

tak mu pięścią głowę rozbiję. Co było robić, braciaszki kochane — co?
— Zacnie to było ze strony waćpana tak myśleć — rzekł z pewnem rozrzewnieniem Zagłoba.
— Ale go pułkownicy mitygowali i drogę mu do mnie zagradzali — mówił pan Longinus — a najbardziej jeden młody, tak śmiały, że go w pół brał i odciągał, mówiąc: „nie pójdziesz, bat’ku, upiłeś się”. Patrzę ja, kto mnie tak broni i dziwię się jego śmiałości, że taki z Chmielnickim konfident — aż to Bohun.
— Bohun? — wykrzyknęli Wołodyjowski i Zagłoba.
— Tak jest. Poznałem go, bom go w Rozłogach widział — i on mnie takoż. Słyszę: mówi do Cmielnickiego: „to mój znajomy“. A Chmielnicki, jako to prędka u pijaków rezolucya, odpowiada: „kiedy on twój znajomy, synku, tak dać jemu pięćdziesiąt talarów — a ja dam respons“. I dał mi respons, a co do talarów rzekłem, by bestyi nie drażnić, żeby je dla hajduków schował, bo nie moda towarzyszowi musztuluków brać. Odprawili mnie z namiotu dość uczciwie — ale ledwom wyszedł, przychodzi do mnie Bohun: „My się w Rozłogach widzieli“ mówi. „Tak jest (rzekę) jenom się wtedy nie spodziewał, braciaszku, że cię w tym obozie ujrzę“. — A on na to: „nie własna wola, ale nieszczęście zagnało!“ W rozmowie powiedziałem mu, jakeśmy to jego za Jarmolińcami pobili. „Jam nie wiedział, z kim mam do czynienia (rzekł mi na to) i w rękę byłem zacięty, a ludzi miałem do niczego, bo myśleli, że to sam kniaź Jarema ich bije“. I myśmy nie wiedzieli (powiadam), bo żeby pan Skrzetuski wiedział, że to ty, tedy by jeden z was już nie żył.