Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/112

    Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
    Ta strona została uwierzytelniona.

    bo mi rzekł, że na wesele do Kijowa z nią pojedzie; jeżeli tedy pojedzie, to znaczy, że jej tam niema. I za mądry on na to, by ją tam wozić, bo gdyby się Chmielnicki ku Czerwonej Rusi posunął, to Kijowa łatwo litewskie wojska mogą dostać.
    — Prawda! prawda! — wykrzyknął pan Longinus. — Ot, jak mnie Bóg miły, niejeden mógłby się z waścią na rozum pomieniać.
    — Jeno jabym się nie z każdym mieniał, od strachu, abym zaś boćwiny zamiast rozumu nie kupił, coby mi się między Litwą snadnie przytrafić mogło.
    — Już swoje zaczyna — rzekł Longinus.
    — Pozwólże waść skończyć. Tak tedy niema jej u Krzywonosa, ni w Kijowie, więc gdzie jest?
    — W tem sęk?
    — Jeśli waść się domyślasz, to powiedz prędzej, bo mnie ogień pali! — krzyknął Skrzetuski.
    — Za Jampolem! — rzekł Zagłoba i potoczył tryumfalnie swojem zdrowem okiem.
    — Skąd waść wiesz? — pytał Wołodyjowski.
    — Skąd wiem? Ot skąd: siedziałem w chlewie, bo mnie w chlewie ów zbój kazał zamknąć, żeby go wieprze za to zećpały! a naokoło gadali ze sobą kozacy. Przykładam tedy ucho do ściany i co słyszę: jeden mówi: „Teraz chyba za Jampol ataman pojedzie“ — a drugi na to: „Milcz, jeśli ci młoda głowa miła“. — Szyję daję, że ona jest za Jampolem.
    — O! jako Bóg na niebie! — zakrzyknął Wołodyjowski.
    — Na Dzikie pola przecie jej nie zaprowadził, więc wedle mojej głowy musiał ją ukryć gdzieś między Jampolem a Jahorlikiem. Byłem też raz w tamtych