Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/030

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wodospadu; wnet wartka fala napłynęła zdwojonym pędem przez koryto; koło zaczęło się obracać szybciej, aż wreszcie zakrył je pył wodny; zbita na miazgę piana kłębiła się pod kołem, jak ukrop.
Wiedźma wbiła swoje czarne oczy w owe wary i chwyciwszy się za warkocze koło uszu, poczęła wołać:
— Huku! huku! pokaż się! W kole dębowem, w pianie białej, w tumanie jasnym, zły ty, czy dobry, pokaż się!
Bohun zbliżył się i siadł przy niej. Twarz jego wyrażała obawę i gorączkową ciekawość.
— Widzę! — krzyknęła wiedźma.
— Co widzisz?
— Śmierć mojego brata. Dwa woły Dońca na pal naciągają.
— Do czorta z twoim bratem! — mruknął Bohun, który czego innego chciał się dowiedzieć.
Przez chwilę słychać było tylko hurgot koła, obracającego się jakby z wściekłością.
— Sina u mego brata głowa, sineńka, kruki go dziobią! — rzekła wiedźma.
— Co więcej widzisz?
— Nic. — O jaki siny! Huku! huku! w kole dębowem, w pianie białej, w tumanie jasnym, pokaż się! — Widzę.
— A co?
— Bitwa! Lachy uciekają przed mołojcami.
— A ja gonię?
— Widzę i ciebie. Ty się z małym rycerzem potykasz. Hur! hur! hur! Ty się małego rycerza strzeż.
— A kniaziówna?