Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/024

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Ty mi takich rzeczy nie mów — rzekł chrapliwym głosem.
— Ty mi o swem kochaniu nie mów, bo mi od niego wstyd, gniew i obraza. Jam nie dla ciebie.
Watażka wstał.
— A dla kogo że ty, kniaziówno Kurcewiczówno? a czyjaby ty była w Barze, żeby nie ja?
— Kto mnie życie ratuje, by mi dać hańbę i niewolę, ten mój wróg, nie przyjaciel.
— I ty myślisz, żeby cię chłopy zabiły? Strach myśleć!...
— Nóżby mnie zabił, tyś mi go wydarł.
— I nie oddam, bo ty musisz być moja — wybuchnął kozak.
— Nigdy! wolę śmierć.
— Musisz i będziesz.
— Nigdy!
— No, żeby ty nie była ranna, to po tem, co ty mi rzekła, jaby dziś jeszcze pchnął mołojców do Raszkowa i mnicha za łeb kazał przyprowadzić, a jutro jaby był twój mąż. Taj co? męża grzech nie kochać i nie przyhołubić. Hej! ty panno wielmożna, tobie miłość kozacka obraza i gniew. A kto ty taka, że ja dla ciebie chłop? Gdzie twoje zamki, i bojary i wojska? Czemu tobie gniew, czemu tobie obraza? Ja cię wojną wziął, ty branka. Oj, żeby ja był chłop, jaby cię nahajem po białych plecach rozumu nauczył i bez księdzaby się twoją krasą nasycił — żeby ja był chłop, nie rycerz!
— Anieli niebiescy, ratujcie mnie! — szepnęła kniaziówna.
A tymczasem coraz większa wściekłość wzbierała na twarzy kozaka i gniew chwytał go za włosy.