Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/196

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Hańba! hańba! Boże! dajże mnie już poledz prędzej, abym na takie rzeczy nie patrzył.
Cisza zapanowała głęboka między obecnymi, a książę mówił dalej:
— Nie chcę ja żyć w tej Rzeczypospolitej, bo dziś wstydzić się za nią przychodzi. Oto czerń kozacka i chłopska zalała krwią ojczyznę, z pogaństwem się przeciw własnej matce połączyła. Pobici hetmani, zniesione wojska, zdeptana sława narodu, zgwałcony majestat, popalone kościoły, wyrżnięci księża, szlachta, pohańbione niewiasty, a na te klęski i na tę hańbę, na której wspomnienie samo pomarliby nasi przodkowie — czemże odpowiada ta Rzeczpospolita? Oto ze zdrajcą, z hańbicielem swym, ze sprzymierzeńcem pogan układy rozpoczyna i kontentacyą mu obiecuje. O Boże! daj śmierć, powtarzam, bo nie żyć nam na świecie, którzy dyshonor ojczyzny czujemy i głowy dla niej niesiemy w ofierze.
Wojewoda kijowski milczał, a pan Krzysztof, podsędek bracławski, ozwał się po chwili:
— Pan Kisiel nie stanowi Rzeczpospolitej.
Książę na to:
— Nie mów mnie waszmość o panu Kisielu, bo wiem dobrze, iż ma on całą partyą za sobą: utrafił on w myśl prymasa, i kanclerza, i księcia Dominika i wielu panów, którzy dziś w czasie interregnum rządy w Rzeczypospolitej sprawują i majestat jej przedstawiają, a raczej hańbią ją słabością wielkiego narodu niegodną, bo nie układami, ale krwią ten ogień gasić należy — bo lepiej dla narodu rycerskiego ginąć, niż się upodlić i kontempt całego świata dla siebie obudzić.
I znowu książę zakrył rękoma oczy — widok był to zaś tak żałosny tego bólu i żalu, że pułkownicy zgoła