Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/050

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

a trzech głów jak niema, tak niema!... Taki i Zerwikaptur ze mnie. Pośmiewisko dla ludzi, jak słusznie mówi pan Zagłoba, co wszystko cierpliwie znoszę i Panu Jezusowi ofiaruję.
Litwin począł znowu tak wzdychać, że aż i jego inflancka kobyła, widać ze współczucia dla swego pana, jęła stękać i chrapać żałośnie.
— To tylko mogę waszmości powiedzieć — rzekł namiestnik — iż jeśli pod księciem Jeremim nie znajdziesz okazyi, to chyba nigdy.
— Daj Boże! — odparł pan Longinus — dlatego i jadę prosić o łaskę księcia pana.
Dalszą rozmowę przerwał im nadzwyczajny łopot skrzydeł. Jako się rzekło, zimy tej ptastwo nie szło za morza, rzeki nie zamarzały, przeto szczególniej wodnego ptastwa wszędzie było pełno nad błotami. Właśnie w tej chwili porucznik z panem Longinem zbliżyli się do brzegu Kahamliku, gdy nagle zaszumiało im nad głowami całe stado żórawi, które przeciągały tak nizko, że możnaby niemal kijem do nich dorzucić. Stado leciało z wrzaskiem okrutnym i zamiast zapaść w oczerety, podniosło się niespodziewanie w górę.
— Mkną jakby gonione — rzekł pan Skrzetuski.
— A o! widzisz waść — rzekł pan Longinus, ukazując na białego ptaka, który tnąc powietrze ukośnym lotem, starał się podlecieć pod stado.
— Raróg, raróg! przeszkadza im zapaść! — wołał namiestnik. Poseł ma rarogi — musiał puścić.
W tej chwili pan Rozwan Ursu nadjechał pędem na czarnym anatolskim dzianecie, a za nim kilku karałaszów służbowych.
— Panie poruczniku, proszę na zabawę — rzekł.