Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/047

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

To rzekłszy, odpiął troki przy terlicy i wydobywszy niewielką książeczkę, starannie w cielę oprawioną, naprzód ucałował ją pobożnie, potem przewróciwszy kilkanaście kartek, rzekł:
— Czytaj waść.
Pan Skrzetuski rozpoczął:
— „Pod Twoją obronę uciekamy się, Święta Boża Rodzicielko...“ Gdzież zaś tu jest o Wołochach? co waść mówisz! — to antyfona!
— Czytaj waść dalej.
— „...Abyśmy się stali godnymi obietnic Pana Chrystusowych. Amen“.
— No, a teraz pytanie...
Skrzetuski czytał:
— „Pytanie: Dlaczego jazda wołoska zowie się lekką? Odpowiedź: Bo lekko ucieka. Amen“. — Hm! prawda! Wszelako w tej książce dziwne jest materyi pomieszanie.
— Bo to jest książka żołnierska, gdzie obok modlitw, rozmaite instructiones militares są przyłączone, z których nauczysz się waść o wszystkich nacyach, która z nich zacniejsza, która podła; co do Wołochów zaś, to się pokazuje, iż tchórzliwe z nich pachołki, a przytem zdrajcy wielcy.
— Że zdrajcy, to pewno, bo pokazuje się to i z przygód księcia Michała. Co prawda, to i ja słyszałem, iż żołnierz to z przyrodzenia nieszczególny. Ma przecie książę jegomość chorągiew wołoską bardzo przednią, w której pan Bychowiec porucznikuje, ale stricte to w owej wołoskiej chorągwi nie wiem, czy i dwudziestu Wołochów się znajduje.