Strona:Henryk Sienkiewicz-Nowele tom VII.djvu/32

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Z tej drogi zostanie mi na zawsze w pamięci wspomnienie jej głowy, opartej o moje ramię, i jej białego woalu, pachnącego fiołkami.


Nazajutrz czekałem na nią z herbatą w jadalnym pokoju, ona tymczasem, ubrawszy się, wyszła drugiemi drzwiami do ogrodu, ujrzałem ją bowiem przez okno, na tle kwitnących czereśni. Pobiegłem natychmiast za nią, lecz ona, odwróciwszy się, przysunęła głowę do pnia, jakby chcąc się schować przede mną.
Myślałem, że to żarty, więc zaszedłszy cicho, objąłem ją wpół i rzekłem:
— Dzień dobry. A kto to się chowa przed mężem? Co tu robisz?
Wtem spostrzegłem, że ona zaczerwieniła się naprawdę, że unika mego wzroku i istotnie odwraca się ode mnie.
— Co tobie, Tolu? — spytałem.
— Bo ja patrzę... — odrzekła cała zmieszana — że wiatr otrząsa kwiaty z wisien...
— A niech je sobie i porwie — odpowiedziałem — byleś ty mi została...
I przechyliłem jej twarz ku mojej, a ona poczęła szeptać z przymkniętemi oczyma:
— Nie patrz na mnie, idź sobie...
Ale jednocześnie usta jej wyciągnęły się ku mnie prawie namiętnie, ja zaś wpiłem się w nie z uniesieniem.
A wiatr począł rzeczywiście sypać białe kwiaty na nasze głowy.