Strona:Henryk Sienkiewicz-Nowele tom VII.djvu/25

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

czaje świata sprzeciwiają się temu, by narzeczeni brali ślub przed upływem wielu tygodni i miesięcy, ale przypomniałem sobie, że mam do czynienia z wyjątkowymi ludźmi. Zresztą byłem przekonany, że Tola mi w tem pomoże i postanowiłem wciągnąć ją do tej sprawy.
Więc gdy po powrocie do domu zostawiono nas samych, wyspowiadałem się jej z moich myśli. Słuchała z ogromną radością. Zauważyłem, że nietylko sam projekt, ale nawet narada nad nim, mająca urok spisku między zakochanymi, zachwyca ją poprostu. Chwilami miała taką minkę, jak dziecko, któremu obiecują, że jakaś nadzwyczajna zabawa już niezadługo się odbędzie, i nie mogła się powstrzymać od tańcowania po pokoju. Tego wieczoru jednak nie wspominaliśmy o tem, natomiast przy herbacie opowiadałem o moich nadziejach na przyszłość i o drogach, które się przede mną otwierają. Rodzice słuchali mnie tak, jakby te nadzieje były już spełnione. Gdybym mógł przypuścić, że ci ludzie gołębiej prostoty czynią coś przez politykę, musiałbym przyznać, że to jest najlepsza polityka, albowiem, widząc ich wiarę i ufność, powiedziałem sobie: Nie zrobię wam zawodu, choćbym miał głową nałożyć!
Wyszedłem późno. Tola wybiegła za mną i jeszcze w przedpokoju powtarzała półgłosem:
— Dobrze! dobrze! Poco marudzić? nie lubię marudztwa! dobrze! dobranoc. Boję się tylko mamy, bo mamie będzie chodziło o wyprawę.
Niebardzo istotnie rozumiałem, dlaczego się robi wyprawę, skoro panny muszą przecie i jako panny mieć pewien zapas ubiorów, ale swoją drogą,