Strona:Henryk Sienkiewicz-Nowele tom VII.djvu/173

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ma do mnie ufność. Ja jestem trochę niedźwiedź, ale niejedno umiem zrozumieć. Poradzimy na wszystko i złe przejdzie. Aha! jedna rzecz! Nie chcę pani dawać pieniędzy zaraz, żeby się pani nie potrzebowała z nich tłumaczyć, ale za godzinę przyniosę, ile będzie trzeba na rachunek. Ze mną także bywało dawniej różnie, więc wiem, co znaczy prędka pomoc. Nie ma pani za co dziękować, to wszystko jedno! Do widzenia, dziecko — za godzinę!
Jakoż wypytawszy jeszcze o adres, sprowadził dziewczynę ze schodów, a po upływie godziny wsiadł do powozu i kazał się wieźć do starej Nizzy. Wszystko, co się zdarzyło, wydało mu się czemś tak szczególnem, że nie umiał myśleć o niczem innem. Czuł przytem taką radość, jaką czuje każdy porządny człowiek, gdy postąpił tak, jak był powinien, i gdy może stać się dla kogoś opatrznością.
— Jeśli to nie jest uczciwa i dobra dziewczyna — myślał o pannie Cervi — to ja jestem najgłupszym mułem w całej Ligurji.
Ale nie przypuszczał, żeby coś podobnego miało się okazać. Owszem, był pewien, że trafił na bardzo uczciwą duszę kobiecą, a zarazem rad był, że ta dusza zamkniętą jest w tak młodem i hożem ciele.
Powóz zatrzymał się wreszcie przed starym i odrapanym domem w pobliżu portu. Odźwierna dość pogardliwie wskazała Świrskiemu mieszkanie pani Cervi.
— Bieda naprawdę! — pomyślał malarz, idąc po stromych schodach na górę.
Po chwili zapukał we drzwi.