Strona:Henryk Sienkiewicz-Nowele tom VII.djvu/148

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

W ogrodzie pożegnał ich też zaraz i odszedł; ale obejrzawszy się, ujrzał, jak pani Elzenowa, wsparta na ramieniu Świrskiego, szeptała mu coś do ucha.
— Umawiają się o deser po śniadaniu! — pomyślał.
Ale mylił się, ona bowiem, zwracając swą wdzięczną głowę do malarza, szeptała:
— Czy Wiadrowski już wie?
— Nie — odpowiedział Świrski — spotkałem go dopiero w pociągu.
To rzekłszy, odczuł pewien niepokój na myśl, że pani Elzenowa o zaręczynach mówi już, jak o rzeczy spełnionej i że trzeba będzie powiedzieć o nich wszystkim, ale jednocześnie bliskość pani Elzenowej, jej piękność i urok poczęły na niego działać tak, że rozchmurzył się i nabrał otuchy.
Śniadanie odbyło się wprawdzie razem z Romulusem, Remusem i Kresowiczem, który przez cały czas nie odezwał się ani jednem słowem. Natomiast, po kawie czarnej, pani Elzenowa pozwoliła chłopcom pójść pod dozorem młodego człowieka w stronę Rocca Brune, sama zaś zapytała Świrskiego:
— Czy pan woli przejść się, czy przejechać?
On wolałby był najlepiej pójść do niej i tam odbyć chociaż „pół drogi do raju“ — i doznać „choćby pół zbawienia“ — ale pomyślał, że jeśli ona sobie tego nie życzy, to właśnie jest dowodem, jak dalece poważnie i szlachetnie patrzy na ich stosunek — i w duchu rzekł sobie, że powinien jej być za to wdzięczny.
— Jeżeli pani nie zmęczona, to wolę się przejść — odpowiedział.