Strona:Henryk Sienkiewicz-Nowele tom VII.djvu/125

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

już powtarzało! Ja się na lafiryndy zgadzam i na ich prawo do literatury także, tylko niech mi nie sprzedają lafiryndy za tragiczną kapłankę. Co mi za tragedja, skoro wiem, że taka rozdarta dusza miała przed tragedją kochanków i będzie ich miała po tragedji... Będzie się znów „demenowała“ jak poprzednio i wszystko skończy się znów tak samo. Co to za fałsz, co za zatrata zmysłu moralnego, zmysłu prawdy i co za zawracanie głów! I pomyśleć, że się to u nas czyta, że ten towar przyjmuje się jako dobry, te farsy buduarowe jako dramat — i że bierze się to poważnie! W ten sposób zaciera się różnica między poczciwą kobietą a gamratką i wyrabia się prawo towarzyskiego obywatelstwa kukułkom, które nie mają własnych gniazd. Potem taka pozłota francuska przychodzi na nasze lale i te dopiero sobie pozwalają pod egidą podobnych autorów! Ni zasad, ni charakterów, ni poczucia obowiązku, ni zmysłu moralnego — nic, tylko fałszywe aspiracje i fałszywa poza na psychologiczną zagadkowość.
Wiadrowski nadto był inteligentny, by nie miał rozumieć, że mówiąc w ten sposób, rzuca poniekąd kamieniem w panią Elzenową, ale był to człowiek nawskroś złośliwy, mówił tak umyślnie. Pani Elzenowa słuchała też słów jego z tem większem niezadowoleniem, im więcej było w nich prawdy. Świrskiego paliła ochota odpowiedzieć szorstko, rozumiał jednak, że nie wypada brać rzeczy tak, jakby słowa Wiadrowskiego mogły mieć jakieś przystosowanie, wolał więc poruszyć rzecz z innej strony.
— Mnie uderzało zawsze we francuskich powie-