Strona:Henryk Sienkiewicz-Nowele tom IV.djvu/238

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

na tem złapałem, kilka nocy przepędził w ten sposób między nieopalanemi ścianami. Nie miałem innej rady, jak wstać, zawołać go do pokoju i przerobić z nim raz jeszcze wszystkie lekcje, by go przekonać, że je umiał, i że niepotrzebnie narażał się na przeziębienie. Ale on już sam wkońcu nie wiedział, co umiał, czego nie umiał. Dziecko traciło siły, chudło, żółkło i zasępiało się coraz bardziej. Czasem trafiło się coś takiego, co przekonywało mnie, że nie sama jednak praca wyczerpywała jego siły. Raz, gdym wykładał mu historję, którą „Stryj synowcom opowiedział“, co na żądanie pani Marji robiłem codziennie, Michaś zerwał się z zaiskrzonemi oczyma, ja zaś przestraszyłem się prawie, ujrzawszy badawczy i surowy wyraz jego twarzy, z jakim zawołał:
— Panie, więc to naprawdę nie bajka? bo...
— Bo co, Michasiu? — pytałem ze zdziwieniem.
Zamiast odpowiedzi, zacisnął zęby, a wkońcu wybuchnął płaczem tak namiętnym, że długo nie mogłem go uspokoić.
Badałem Owickiego o przyczynę tego wybuchu: nie umiał lub nie chciał powiedzieć; domyśliłem się jednak sam. Nie było żadnej wątpliwości, że polskiemu dziecku trafiało się słyszeć w niemieckiej szkole wiele rzeczy, które raniły jego najgłębsze uczucia i które były wprost zaprzeczeniem, albo pogardą i wydrwiwaniem z kraju, języka, ojczystych tradycyj, słowem — ze wszystkiego, co w domu nauczano je czcić i kochać. Zdania takie ześlizgiwały się po innych chłopcach, nie zostawiając nic, prócz głębokiej nienawiści do nauczycieli i całej ich rasy;