Strona:Henryk Sienkiewicz-Nowele tom IV.djvu/198

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Mick, który był już w Kalifornji, opowiadał nam cuda prawdziwe nietylko o jej bogactwie, ale o słodkiem powietrzu, o ślicznych lasach dębowych i kanjonach górskich, jakich równych niema w całych Stanach. Zaraz więc wielka otucha wstąpiła nam w serca, bo nie wiedzieliśmy o krzyżach, które czekały nas przed dojściem do tej ziemi obiecanej. Odjeżdżając, długo powiewaliśmy kapeluszami na „remember“ poczciwym Kanadyjczykom. Co do mnie, dzień ten odjazdu na wieki został wyryty w mem sercu, tego bowiem jeszcze południa, ukochana gwiazdka mojego życia, objąwszy mnie obu rękami za szyję, poczęła, cała czerwona ze wstydu i wzruszenia, szeptać mi do ucha coś takiego, co gdym usłyszał, schyliłem się do jej nóg i, płacząc z wielkiego wzruszenia, całowałem kolana tej już nietylko żony mojej, ale i przyszłej matki mego dziecięcia.

VIII.

We dwa tygodnie po opuszczeniu letniego obozu, wjechaliśmy w granice Utahu, a podróż, lubo po staremu nie bez trudów, jednakże z początku szła raźniej. Mieliśmy jeszcze do przebycia zachodnią część Gór Skalistych, tworzących cały splot rozgałęzień pod nazwą Wahsatch Mountains. Ale dwie znaczne rzeki: Green i Grand River, których zlew tworzy ogromne Kolorado, i liczne przytoki tychże rzek, przecinające góry we wszystkich kierunkach, otwierają w nich dość łatwe przejścia. Przejściami temi