Strona:Henryk Sienkiewicz-Nowele tom IV.djvu/141

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

serce. Zawróciłem konia i w jednej minucie byłem znów przy niej. Zeskoczywszy z siodła, zastąpiłem jej drogę.
— Czego płaczesz, Liljan? — spytałem.
— O, sir! — odrzekła — wiem, że pochodzisz ze szlachetnej rodziny, bo mi to mówiła ciotka Attkins, ale byłeś tak dobry dla mnie...
Czyniła wszystko, żeby nie płakać, ale nie mogła się powstrzymać, nie mogła dokończyć odpowiedzi, bo łzy tłumiły jej głos. Biedactwo, czuło się do głębi swej smutnej duszy dotknięte moją odpowiedzią, bo widziało w niej jakąś arystokratyczną pogardę; a mnie się ani śniło o żadnej arystokracji, tylko poprostu byłem zazdrosny, a teraz, widząc ją tak rozżaloną, miałem ochotę porwać się za kołnierz i obić. Chwyciwszy jej rękę, począłem mówić żywo:
— Liljan! Liljan! nie zrozumiałaś mnie. Boga biorę na świadka, że nie żadna duma mówiła przeze mnie. Patrz! prócz tych dwóch rąk nie mam nic więcej na świecie, więc co mi tam znaczą moje rodowody. Co innego mnie zabolało, i chciałem odejść, ale nie mogę znieść twoich łez. I na to przysięgam ci także, że to, com powiedział, mnie więcej boli niż ciebie. Nie jesteś dla mnie obojętną, Liljan, o! wcale nie! bo inaczej nicby mnie nie obchodziło, co myślisz o Henrym. On jest poczciwy chłopak, ale to nie należy do rzeczy. Widzisz oto, ile mnie kosztują twoje łzy, więc mi przebacz tak szczerze, jak szczerze cię o przebaczenie proszę.
Tak mówiąc, podniosłem jej rękę i przycisnąłem