Strona:Henryk Sienkiewicz-Nowele tom IV.djvu/119

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— O moiście wy! — rzecze Rzepowa — żeby ja miała ten papier, dawnobym ja go podarła.
— Ba! a to nie wiecie, że papier u pisarza? No... ja wiem, co wy, Rzepowa, dużo u niego możecie wskórać; on sam mi mówił: niech Rzepowa, powiada, przyjdzie i mnie poprosi, a ja, powiada, papier podrę i basta!
Rzepowa nie odrzekła nic, tylko chwyciła konewkę za ucho i poszła w stronę murowańca, a tymczasem ściemniło się na dworze........

...................




XI
skończona niedola

Na niebie zaszedł już Wóz, a weszły Kurki, gdy drzwi skrzypnęły w chacie Rzepów i Rzepowa weszła cicho do izby. Wszedłszy, stanęła jak wryta, bo spodziewała się, że Rzepa, jak zwykle, będzie spał w karczmie; tymczasem Rzepa siedział na skrzynce pod ścianą, z pięściami wspartemi o kolana, i patrzył w ziemię.
Na kominie dogasały węgle.
— Gdzieś była? — spytał ponuro Rzepa.
Zamiast odpowiedzieć, ona padła na ziemię i, leżąc przy jego nogach ze szlochaniem i płaczem wielkim, zaczęła wołać:
— Wawrzon! Wawrzon! dla ciebie to ja, dla ciebie! na sromotę się podałam. Oszukał mnie, a potem zwymyślał i wypędził. Wawrzon! ulitujże się choć ty nade mną: mój serdeczny! Wawrzon! Wawrzon!