Strona:Henryk Sienkiewicz-Nowele tom IV.djvu/064

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Czego?
— Czy to prawda wedle tego boru?
— Prawda. Musicie tylko podpisać prośbę całą gromadą.
— Ja tam nie będę podpisywał — ozwał się Rzepa, który miał wstręt wspólny wszystkim chłopom do podpisywania swego nazwiska.
— Ciebie się też nikt nie będzie prosił. Nie podpiszesz, to nic nie dostaniesz. Twoja wola.
Rzepa zaczął się drapać w głowę, pisarz zaś, zwróciwszy się do wójta i do ławnika, rzekł tonem urzędowym:
— O lesie prawda, ale każdy musi ogrodzić swoją część płotem, żeby nie było sporów.
— To-ta płot będzie więcej kosztował niż las wart — wtrącił Rzepa.
Pisarz nie zwracał na niego uwagi.
— Na koszta płotu — mówił do wójta i ławnika — rząd przysyła pieniądze. Jeszcze każdy na tem zarobi, bo wypada po pięćdziesiąt rubli na głowę.
Rzepie aż się oczy zaiskrzyły po pijanemu.
— A, jak tak, to podpiszę. A pieniądze gdzie są?
— Są u mnie — rzekł pisarz. — A to dokument.
To rzekłszy, wydobył złożony we czworo papier i odczytał coś, czego chłopi wprawdzie nie rozumieli, ale radowali się bardzo; gdyby jednak Rzepa był trzeźwiejszy, dojrzałby, jak wójt mrugał na ławnika.
Potem, o dziwo! pisarz, wydobywszy pieniądze, rzekł:
— No! który pierwszy?