Strona:Henryk Sienkiewicz-Na polu chwały 1906.pdf/214

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

rzałem nań surowo i rzekę: „Że Boga wspominasz, to dobrze czynisz, bo w waćpanowym wieku słuszna dbać o Jego miłosierdzie, ale do ludzkich trybunałów się nie odwołuj, bo snadnie mógłbyś końca nie doczekać“. — Zląkł się tedy okrutnie, a jam dodał: „I dla sieroty bądźcie dobrzy, aby zaś Bóg was prędzej, niż myślicie, nie pokarał.
Na to ksiądz Woynowski, którego litościwe serce wzruszyło się już dolą dziewczyny, wziął zaraz prałata w objęcia.
— Dobrodzieju! — zawołał — kanclerzem wam być z waszą głową. Rozumiem, rozumiem. Niceście nie rzekli, z prawdą się nie zminęli, a zaniepokoiliście Krzepeckich, którzy przypuszczają, że może testament jest, ba, że może nawet w waszych rękach, muszą się z tem liczyć i w postępkach względem sieroty się miarkować.
A prałat, rad z pochwały, postukał się knykciem w głowę i rzekł:
— Nie całkiem jest dziurawy orzech — co?
— Ba, tyle w niej rozumu, że mu się trudno pomieścić.
— Ha! pęknie, kiedy Bóg zechce, ale tymczasem mniemam, żem istotnie sierotę zabezpieczył. Z drugiej strony muszę wszelako przyznać, że Krzepeccy nad moje spodziewanie ludzko i przychylnie mówili o Sienińskiej. Pannice tam ponoć zagrabiły jakieś fatałaszki, ale i to stary mówił, że każe oddać.
— Choćby Krzepeccy byli najgorsi — ozwał się pan Cypryanowicz — nie ośmielą się uczynić krzywdy sierocie, nad którą czuwają oczy tak mądrego i dobrego kapłana. Ale, dobrodzieju, o co innego chciałem Waszą Przewielebność prosić: uczyńcie mi tę łaskę i zajedźcie teraz do Jedlinki: niechże mam ten honor,