Strona:Henryk Sienkiewicz-Na polu chwały 1906.pdf/170

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

dziesiąt lat, pewnie by waścine sumienie nie troszczyło się o jej przyszłość.
Zmieszał się na to pan Pągowski, ksiądz zaś rzekł:
— Wcale ja tego waści za złe nie biorę, bo juści we wszystkiem musi być dobra racya i takie jest już rozporządzenie Boskie, że każdy woli młodą rzepę od starej. Z winem tylko jest inaczej, dlatego też co do wina chętnie godzimy się na wyroki Opatrzności...
— Tak, prawda! lepsze zawsze to, co młode, z wyjątkiem wina, i pan Kochanowski żartem jeno napisał, że stary mąż, równie jak stary dąb — wzwyż młodego. Chodzi mi tylko o to, że gdy ostawię jej majątek jako mojej żonie, to nikt nie będzie śmiał i palcem ruszyć — a jeśli jako wychowance — wraz będą spory, kłótnie, procesy a może i zajazdy, przed którymi któż ją osłoni? Już-ci nie pani Winnicka!
— Tak to i jest...
— Ale jako nie płoch, ani żaden pustak, nie chciałem tego własną głową stanowić i dlatego przyjechałem do was, abyście mnie utwierdzili w przekonaniu, iż dobrze czynię i radą światłą wsparli.
Ksiądz pomyślał i rzekł:
— Widzisz waćpan: w takiej materyi rada jest trudna i nieraz potem powtórzy sobie człowiek razem z Boeciusem: „Si tacuisses, philosophus mansisses...“ albo też z Hiobem: „Stultus quoque si tacuerit, sapiens reputabitur...“ Intencya waści, o ileś afektem gorącym zapłonął, jest usprawiedliwiona, a o ile płynie przytem z troski o dobro dziewczyny — to nawet i chwalebna. Ale nie stanie-że się przytem dziewce jakowaś krzywda, nie trzebaż jej będzie przyniewalać, albo groźbami ad altare prowadzić? Bo słyszałem, że oni się z Jackiem Taczewskim kochają, a szczerze i bez ogródki