Strona:Henryk Sienkiewicz-Na polu chwały 1906.pdf/168

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

mowy, mówiąc, że mu ledwie starczy czasu do wysłuchania grzechów ludzkich. Kazał mu tedy, by w powrotnej drodze z odpustu wyprawił niewiasty do Bełczączki a sam zatrzymał się u niego w Radomiu, gdzie „procul negotiis“ będzie mógł go swobodnie wysłuchać.
Tak się też stało — i w dzień później zasiedli obaj przed gąsiorkiem zacnego węgrzyna i talerzem podprażonych migdałów, które ksiądz prałat rad przy winie spożywał.
— Conticeo — rzekł — intentusque os teneo, mów waść!
Pan Gedeon pociągnął z kielicha i spojrzał swemi żelaznemi oczyma jakby z pewną niechęcią na prałata — za to, że mu rozmowy odpowiednim wstępem nie ułatwia.
— Hm! jakoś mi niesporo i widzę, że będzie trudniej, niżem myślał.
— To ja waści pomogę. Czy nie o jednym ze Świętych chcesz waść mówić?
— O Świętym?
— Tak. O takim, który ma dwie głowy i cztery nogi.
— Cóż to za święty? — zapytał ze zdumieniem pan Gedeon.
— To zagadka. Zgadnij jegomość!
— Mój księże prałacie, komu poważne rzeczy w głowie, ten na zagadki nie ma czasu.
— Ba, pomyśl waść!...
— Święty, co ma dwie głowy i cztery nogi?!...
— A tak!
— Dalibóg, nie wiem.
— No! Święty stan małżeński. Zali tak nie jest?
— Jak mi Bóg miły, prawda! Tak, tak, właśnie w tej materyi chcę mówić...