Strona:Henryk Sienkiewicz-Na jasnym brzegu.pdf/88

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

I po chwili znaleźli się na wielkich schodach, prowadzących do strzelnicy.
— Jak tu jasno, jak dobrze i jaka ja szczęśliwa — rzekła pani Elzenowa.
Poczem, choć w pobliżu ich nie było nikogo, spytała szepcąc:
— A pan?
— Moje światło jest przy mnie! — odrzekł, przyciskając do piersi jej ramię.
I poczęli schodzić. Dzień był istotnie jeszcze jaśniejszy, niż zwykle, powietrze złote i błękitne, morze w oddali wyglądało, jak granatowe.
— Najprzód zatrzymajmy się tu — rzekła pani Elzenowa. Klatki można stąd widzieć doskonale.
Jakoż pod ich stopami rozciągało się zielone, pokryte murawą półkole, zachodzące głęboko w morze. W półkolu ustawione były w łuk na ziemi klatki z gołębiami. Co chwila któraś z nich rozpadała się nagle, spłoszony ptak zrywał się do lotu, poczem rozlegał się