Strona:Henryk Sienkiewicz-Na jasnym brzegu.pdf/80

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

oko nie mogło odróżnić gamratek, udających kobiety ze świata, od kobiet ze świata, udających gamratki. Mężczyźni, z pęczkami fijołków w klapach surdutów, obrzucali ten tłum kobiet wzrokiem pytającym i bezczelnym, opatrując suknie, twarze, ramiona i biodra z taką chłodną dokładnością, z jaką naprzykład ogląda się wystawione na sprzedaż przedmioty. Był w tym ścisku jakiś bezład targowiska, a zarazem jakiś pośpiech. Chwilami pociąg wpadał w ciemność tunelów, to znów w szybach rozbłyskiwało słońce, niebo, morze, gaje palmowe, oliwniki, wille, białe zagaje migdałów, a w chwilę później znów ogarniała go noc. Stacya migała za stacyą. Nowe gromady ludzi cisnęły się do wagonów, strojne, wykwintne, dążące jakby na wielkie i wesołe święto.
— Jaki to wierny obraz życia — na złamanie karku — rzekł Wiadrowski.
— Co jest tym wiernym obrazem?