Strona:Henryk Sienkiewicz-Na jasnym brzegu.pdf/158

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

go czasu niebywałe rzeczy o swych ziomkach, i może rozmarzył ją, a oto zaszedł jej wreszcie drogę jeden — nie bylejaki — poczciwy, sławny, który w dodatku zjawił się, jak w bajce, w chwili największej potrzeby, z pomocą i zacnem sercem. Jakże nie miala czuć dla niego sympatyi i patrzeć na niego z zajęciem i wdzięcznością?
Wszystko to sprawiło, że Swirskiemu spłynął czas do południa tak, że ani się spostrzegł. Ale o południu pierwsza panna Marya oświadczyła, że muszą wracać, bo dziaduś został sam, a czas pomyśleć o jego śniadaniu. Swirski począł prosić ich, by przyszły popołudniu. Jeśli nie chcą zostawiać staruszka samego, to może mają kogo znajomego, któryby zgodził się zostać przy nim przez dwie popołudniowe godziny... Możeby odźwierna domu, może jej mąż lub ktokolwiek z rodziny? Tu chodzi o obraz! Dwa posiedzenia dziennie by-