Strona:Henryk Sienkiewicz-Na jasnym brzegu.pdf/112

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

nią i wszędzie mówił jej, jakby obecnej: »patrz». Różnica tych dawnych lat od dzisiejszych napełniła go smutkiem.
Ale spokój wieczoru i morza działał jednakże na niego kojąco. Wypłynęli już tak daleko, że brzegi poczęły się przesłaniać. Potem zaszło słońce, błysnęła jedna gwiazda, druga. Delfiny, które o zorzy wieczornej przesuwały się falistym ruchem koło łodzi, łamiąc toń ostrymi grzbietami, pogrążyły się teraz w głębinę i znikąd nie dochodził żaden odgłos. Powierzchnia wód wygładziła się tak, że żagiel opadał chwilami zupełnie. Nakoniec z za gór wyszedł księżyc, oblał morze zielonawym blaskiem i rozświecił dal aż do granic widnokręgu.
Rozpoczęła się noc południowa, równie pogodna, jak cicha. Swirski otulił się w pożyczoną od rybaka pelerynę i począł myśleć:
»Wszystko, co mnie otacza, jest nie-