Strona:Henryk Sienkiewicz-Listy z Afryki.djvu/505

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wych i na te kasztanowate włosy, przeświecające złotem na zgięciach. Między nami wieść robi pognębiające wrażenie. Zjawisko natomiast, im krócej trwa, tem mocniej zostaje w pamięci.
Po dwóch godzinach postoju ruszamy dalej i następnego ranka budzimy się już daleko za Wrotami Łez, na falach Czerwonego morza. Podróż dłuży się teraz. Chciałoby się być mewą, prześcignąć statek i lecieć, jak wiatr. Po pięciu dniach widzimy wprost przed dziobem małą plamkę mgły, która zmienia się stopniowo w obłok, w chmurę, nakoniec w ciemne zarysy górskiego lądu. To Sinai! Wpływamy do zatoki Sueskiej. Ląd widać teraz ciągle z obu stron. Po lewej ręce drgają w słońcu płowe, jak lew, piaski pustyni egipskiej. Jeszcze parę godzin, a Suez wychyli się ku nam z wód.
Tu urywają się i moje notatki.


KONIEC.