Strona:Henryk Sienkiewicz-Listy z Afryki.djvu/177

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

lub cudny prelud Szopenowski, rozlegający się wśród cichej nocy zwrotnikowej — cóż na to powiesz, poetyczna czytelniczko? Co do mnie, miałem wrażenie, że odgrywają się przedemną w rzeczywistości sceny z „Hewy“ lub „Wojny w Nizam“ Mérego — że jestem romantycznym „Elona-Brodzińskim“ — brakło tylko jakiego skromnego tuzina tygrysów, zaglądających podczas deseru przez okna i dwóch lub trzech tuzinów dusicieli Thangów, wydobywających się na zakończenie uczty z pod podłogi.
Natomiast nie brakło hrabiny Oktawi. Ale co mówię! Osoba, która odgrywała jej rolę w tym zanzibarskim poemacie, jest wiele więcej zajmującą od bohaterki Mérego. Była nią pani Jameson, wdowa po owym panu Jamesonie, którego Stanley oskarżył o to, że po rozłączeniu się z majorem Berthelotem w Yambuya, zakupił młodą dziewczynę i dał ją do zjedzenia ludożercom Manyema, należącym do sławnego Tipu-Tiba. Opinia w Europie, a zwłaszcza w Anglii, oburzyła się niezmiernie tym faktem; stanowisko pani Jameson stało się w towarzystwie angielskiem bardzo trudne, lecz młoda kobieta nie dała za wygraną. Przekonana, że mąż jej nie byłby zdolny do podobnego postępku, postanowiła po-