Strona:Henryk Sienkiewicz-Listy z Afryki.djvu/138

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

prawę do niebezpiecznego kraju Somali. Słyszałem później, że statek, na którym wyprawa wyruszyła, osiadł gdzieś na somaliskich brzegach na mieliźnie, wskutek czego jakoby wyprawa musiała powrócić do Zanzibaru.
W ogóle jestem z usposobienia dość dziki, lubię samotność, dlatego, że jak powiada Chamfort, jestem bardziej przyzwyczajony do swych wad, niż do cudzych — niełatwo więc zabieram znajomości. Te jednak posiedzenia wieczorne miały dla mnie swój urok, a zwłaszcza mają go dziś, jako wspomnienie. Siadywaliśmy naokół okrągłego stołu, przy otoczonej przez ćmy lampie, której światło mieszało się z niezmiernie jasnym blaskiem księżyca; upał był zawsze wielki, ale nieco mniejszy, niż w dzień; Abdalla i Nasibou odkorkowywali butelki wody sodowej, przelewając ich zawartość do kufli, napełnionych lodem — i rozmawiało się, nieraz do późna, o Czarnym lądzie.
Doktór Kärger otwierał swoje składy wiadomości antropologicznych i wszelkich innych; Dabeni wzdychał za upragnionym nietoperzem; czasem oglądaliśmy broń, jaką kto miał, co dawało powód tym, którzy bywali już w głębi, do wspomnień myśliwskich, do opowiadań o przy-