Strona:Henryk Sienkiewicz-Listy z Afryki.djvu/057

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

rze najzdrowszej. Radziliśmy się jednak ludzi, którzy byli niewątpliwie w Zanzibarze i w głębi. Ale być i mieszkać, są to dwie rzeczy różne. Prawdziwych informacyj może udzielić tylko stały mieszkaniec kraju. Podróżnik, który spędził w nim kilka miesięcy, nic nie wie, a natomiast rzadko umie uchronić się od wyciągania wniosków ogólnych. Wszędzie, naprzykład, może się zdarzyć wyjątkowo dżdżyste lato, ale mniej baczny podróżnik, gdy na takowe gdzie trafi, gotów wywnioskować, że w takim a w takim kraju lato zawsze dżdżyste, mgliste i chłodne.
Ze zbyt pospiesznych uogólnień płyną całe rzeki błędów i w życiu i w podróżach. czytałem niegdyś anegdotę o pewnym Angliku, który, ścigany w Sudanie przez krokodyla, wlazł na palmę i począł wywijać pękiem liści, chcąc dać znać o swem rozpaczliwem położeniu. Drugi Anglik, spostrzegłszy to zdaleka, zapisał zaraz z powagą w swej podróżniczej książeczce, że w Sudanie są palmy, które nawet w chwilach zupełnej ciszy, za zbliżeniem się człowieka, wywijają liśćmi, jakby go zapraszały na daktyle.
Czemu miłość własna nie pozwala na przyznanie, że się czegoś nie wie? Będąc już w Suezie, dowiedziałem się, że wprost z Zanzibaru