Strona:Henryk Sienkiewicz-Humoreski z teki Worszyłły.pdf/95

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

miał przechodzić, zajmowali panowie Szumnicki, Chłodno, dwaj Hoszyńscy, Golibrodzki, Skomornicki, na środku zaś ścieżki stał Strączek z miną bezczelną i wyzywającą.
Wilkowi żywiej uderzyło serce: „O przez wszystkich Bogów! — pomyślał — nie radzę im teraz wchodzić mi w drogę.” „Teraz” to znaczyło: po onegdajszem zerwaniu z Lucy. Wilk, jako ongi Hamlet, czuł, że w nim teraz jest coś niebezpiecznego.
— No, cóż mości kolonisto! — zawołał Strączek — wygrałeś sprawę? Co ci się odemnie należy?
Wilk pobladł.
— Panie Strączek! — odrzekł głosem, któremu napróżno usiłował nadać ton spokojny — panie Strączek, wyrażenia twoje mogą być niebezpieczniejsze dla ciebie, niż dla mnie.
— Ha! ha! ha! — zaśmiał się nienaturalnie Strączek. — Pytałem, co ci się należy? Doniosłeś, że to ja łamałem drzewka.
— Ha! ha! ha! — zabrzmiało w chórze.
Wilka oczy błysnęły, jak u prawdziwego wilka.