Strona:Henryk Sienkiewicz-Humoreski z teki Worszyłły.pdf/70

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

waj. I Wilk (powiada) wyleci z tej okolicy i ty wylecisz, a nie, to ci nikt uczciwy ręki nie poda.”
— Słuchaj, panie Ludwiku — odparł Wilk. — Strączek to jest łotr, a Hoszyńscy sprowadzają francuskie książki, żeby ludzi truć. Jacy to ludzie? — powiadasz — to mi dopiero ludzie! grosza złamanego nie warci! A ja dam sobie rady i ze Strączkiem i z niemi, a jak będzie potrzeba, to choć i przez kij przesadzę.
— Panie dobrodzieju, Hoszyńscy obywatele... kamerdynera mają...
— Bogdaj takich nie bywało. Ty zaś, panie Ludwiku, rób sobie co chcesz — pamiętaj tylko, że ja coś mogę u panny Kamilli. Jeśli na ciebie spojrzy, jak się wyrzekniesz czytelni, to ja nie jestem Wilk. Rób sobie co chcesz, ale to moje ostatnie słowa.
Poczem długo jeszcze Wilk mówił o zasługach, jakie będzie miał pan Ludwik, podejmując się i nadal czytelni. Wreszcie pokazał mu artykuł jednego z pism warszawskich, które chwaliło pomysł i wspominało, że książki złożone są