Strona:Henryk Sienkiewicz-Humoreski z teki Worszyłły.pdf/60

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

określona chęć, jakieś niewyraźne żądanie i gorączkowy niepokój.
— Skąd sił tyle? — powtórzyła jeszcze.
— Z poczucia obowiązku, pani.
— Ach! ja uwielbiam w panu tę siłę... ja jej zazdroszczę! Pan jednak musi pogardzać ludźmi?
— Nigdy nie pogardzałem niemi.
— Nie! nie! Pan musisz pogardzać niemi... pan ich nienawidzisz... mais (tu postać p. Lucy nachyliła się, a ręka jej spoczęła na ręku Wilka)... mais vous n’êtes pas mon ennemi? vous ne me méprisez pas?
Wilkowi pociemniało w oczach; schylił głowę i sam nie wiedział, kiedy wpił się ustami w tę małą rączkę, spoczywającą na jego dłoni.
W drugim pokoju dały się słyszeć kroki pani Chłodno.
I love, Thou lovest, He loves — zaczęła szybko odmieniać Lucy.
— Lucy! przyjechali panowie Hoszyńscy — rzekła mama.
We love, You love, They love...
Mon Dieu! comme elle fait d’énormes progrès — ucieszyła się pani Chłodno.