Strona:Henryk Sienkiewicz-Humoreski z teki Worszyłły.pdf/309

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

nia alzatczyk, młody osiemnastoletni chłopak, który nie bał się niczego na świecie i, po jednodniowej znajomości, byłby nawet w piekło za nami poszedł.
Kraj wszędzie nosił na sobie ślady wojny. Gdzieniegdzie trafialiśmy na zburzone wioski, których mieszkańcy kryli się za naszem zbliżeniem, pola leżały nieobrobione, miejscami spotykaliśmy gromadki wychudzonych i zgłodniałych biedaków, błąkające się nakształt widm po zeszłorocznych polach kartoflanych i wyszukujące przegniłych kartofli. Wojna wisiała w powietrzu nad całym krajem; wszędzie prawie towarzyszył nam zapach spalenizny. Nocami krańce widnokręgu często czerwieniły się łuną pożarną, po księżycu z odległych pustkowi dochodziły nas wycia psów. Kilkakrotnie trafialiśmy na pola bitew, na których nie było już wprawdzie trupów końskich i ludzkich, ale które poznawaliśmy po mnóstwie białych papierków z wystrzelonych ładunków. Miejscami papierki te pokrywały, jakby śniegiem, ziemię, miejscami były rzadsze. Raz przyjechaliśmy do wioski