Strona:Henryk Sienkiewicz-Humoreski z teki Worszyłły.pdf/263

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

luźnym. Nie braliśmy wcale żołdu; jedliśmy najczęściej to, cośmy zdobyli na prusakach, piliśmy wódkę ułanów pruskich, otoczeni na wszystkie strony — zamknięci, rzec można, naokoło murem dział i bagnetów, nie paliliśmy prawie nigdy ognisk, zmoczeni deszczem — suszyliśmy się na słońcu, zziębnięci — ogrzewaliśmy się w karabinowym ogniu.
— Mieszkamy za kołnierzem u prusaków — mawiali nasi żołnierze.
Istotnie, daleko za nami była Francya walcząca, uciekająca, były francuskie miasta, francuski rząd, armia, jednooki dyktator, manifesty, generałowie w złotych mundurach, gazety, szpitale wojskowe, zapasy żywności, ale to wszystko było po za nami. Bliżej były oddziały pruskie, bawarskie, saskie, my w ich środku.
Nieraz żelazna dłoń jakiego pruskiego generała opuszczała się na nas ostrożnie i cicho, jak ręka człowieka, który chce schwycić uprzykrzony owad. Upatrzywszy chwilę, dłoń ta spadała wreszcie, jak piorun, i chwytała tylko powietrze — my byliśmy już gdzieindziej.