Strona:Henryk Sienkiewicz-Bez dogmatu (1906) t.3.djvu/264

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

odpowiedziałem jej uśmiechem. Od wczoraj wiem, co nas czeka i zdaje mi się, żem już umarł, więc panuję nad sobą. Chwyciwszy mnie za ręce, poczęła mówić o matce, następnie patrzyła na mnie długo, jakby mi się chciała napatrzyć przedtem, nim jej oczy zgasną — i rzekła:
— Nie bój się Leonie, ja się czuję znacznie lepiej, tylko na wszelki wypadek, chcę, żeby ci po mnie coś zostało... Może nie powinnam czynić takich wyznań zaraz po śmierci męża, ale ponieważ mogę umrzeć, więc teraz chcę ci powiedzieć, żem ja ciebie bardzo, bardzo kochała.
Jam jej odpowiedział; «Wiem o tem moja najdroższa!» Trzymałem ją za ręce i patrzyliśmy sobie w czy. Ona po raz pierwszy w życiu uśmiechała się do mnie, jak narzeczona. A ja też zaślubiałem ją w tej chwili ślubem, trwalszym od wszystkich doczesnych. Było nam dobrze w tej chwili, choć nad nami był smutek, mocny jak śmierć. Opuściłem ją dopiero, gdy dano znać, że nadszedł ksiądz. Przedtem jeszcze prosiła mnie, bym się jego przybyciem nie przestraszał, bo go wezwała nie dlatego, że myśli umierać, ale że przy każdej chorobie lepiej się uspokoić.
Po wyjściu księdza wróciłem do niej. Po