Strona:Henryk Sienkiewicz-Bez dogmatu (1906) t.3.djvu/097

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

cki zaproponował mi, bym z nim weszła do spółki.
— A ciocia co mu odpowiedziała?
— Odmówiłam bez namysłu. Powiedziałam mu tak: mój kochany, ja z łaski Boga mam dosyć, a Leon po mojej śmierci będzie należał do zamożniejszych ludzi w tym kraju. Po co nam rzucać się w jakieś awantury i kusić Opatrzność? Jeśli ty na swoich przedsięwzięciach zrobisz miliony, zrób-że je dla siebie; jeśli stracisz — dlaczego mamy tracić razem z tobą? Ja się na tego rodzaju sprawach nie znam, a nie mam zwyczaju wdawać się w rzeczy, o których nie mam pojęcia. Czy miałam słuszność?
— Najzupełniej.
— Właśnie chciałam z tobą o tem pomówić i rada jestem, że tak samo na rzeczy patrzysz. On, widzisz, trochę się obraził za to, żem nazwała jego roboty awanturami, począł mi jednak przedstawiać widoki, jakie ma na przyszłość — i tłómaczyć całą tę historyę obszernie. Jeśli to wszystko prawda, to istotnie zrobi miliony — i życzę mu, by je zrobił. Ale spytałam go zaraz: jeśli ci tak dobrze idzie, na co ci spółki?... Powiedział mi, że im się więcej pieniędzy włoży, tem większe będą zyski — że tam się wszystko