Strona:Henryk Sienkiewicz-Bez dogmatu (1906) t.3.djvu/056

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

powiedziałem, można było otwierać czaszki ludzkie, to w mózgu najcnotliwszego nawet człowieka znalazłyby się myśli, od których włosy powstawałyby na głowie. Pamiętam, iż gdy byłem małym chłopcem, przyszedł na mnie okres pobożności tak wielkiej, iż modliłem się całą duszą od rana do wieczora, a jednocześnie w chwilach największych religijnych uniesień, przelatywały mi przez głowę bluźnierstwa, tak zupełnie, jakby mi je wiatr nawiewał, albo jakby mi je podsuwał demon. Tak samo zdarzało mi się bluźnić przeciw osobom, które najmocniej kochałem i za które byłbym bez wahania oddał życie. Pamiętam również, że stanowiło to moją dziecinną tragedyę i że cierpiałem z tego powodu prawdziwie. Ale mniejsza o to. Wracając do owych bluźnierczych albo zbrodniczych myśli, sądzę, że się za nie nieodpowiada, ponieważ płyną one ze świadomości zewnętrznego zła, nie ze zła, wszczepionego już w moralny organizm. I właśnie z powodu tej ich zewnętrzności, człowiekowi wydaje się, że mu je djabeł szepce do ucha.
Człowiek zaś słucha ich — i nie chcąc zła, odpycha je — w czem jest może nawet zasługa. Ale ze mną jest rzecz inna. Myśl o pozbyciu