Strona:Henryk Sienkiewicz-Bez dogmatu (1906) t.3.djvu/026

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Ja, panie dobrodzieju, mam czterdzieści lat praktyki w moim zawodzie i nauczyłem się niejednego. Często kupowali u mnie broń ludzie, którzy potem strzelali sobie we łby. I co pan powiesz. Nie zdarzyło się, żeby taki człowiek kupił pokrowiec. Zawsze było tak. Przychodzi i powiada: «Proszę o rewolwer». — «A z pokrowcem?» — «Nie, niepotrzebny». — To jest osobliwsza rzecz, bo przecie człowiek, który sobie chce w łeb strzelić, nie potrzebuje rubla oszczędzać. Ale taka już natura ludzka... Każdy widać, sobie mówi: «Na dyabła mi futerał!» Ale właśnie dlatego, jak kto przychodzi po rewolwer, zaraz wiem, czy sobie chce w łeb strzelić, czy nie.
— Pan mi powiadasz bardzo ciekawe rzeczy — odpowiedziałem.
Istotnie wydało mi się to niezmiernie charakterystycznem.
Puszkarz zaś mówił dalej:
— Jakem to pomiarkował, tak wymyśliłem taki sposób: kto bierze rewolwer bez futerału, to ja się niby mylę i daję mu ładunki o jeden numer zaduże. Strzelić sobie w łeb, to przecież nie mała rzecz. Trzeba na to dyablo wziąść się w kupę i zebrać odwagę. Myślę, że niejednego