Strona:Henryk Sienkiewicz-Bez dogmatu (1906) t.2.djvu/240

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Teraz zdaję sobie z tego sprawę wyraźnie — może jeszcze jednak nie dość szeroko, bo jestem człowiek tak powikłany, że straciłem zmysł prostoty... «Słyszę twój głos, ale cię nie widzę»... Wzrok mój duchowy cierpi na pewnego rodzaju daltonizm i nie odróżnia pewnych barw.
Mnie w głowie się nie mieści, jak można każdej zasady, choćby od wieków nie wiem jak, uświęconej, nie obejrzeć z obydwu stron, nie rozłożyć jej na części, cząsteczki, atomy, słowem, póty rozkładać, póki się nie rozsypie w proch i nie da się już złożyć z powrotem.
Anielce w głowie się nie mieści, jak można na zasadę, uznaną za dobrą i uświęconą zarówno przez religię, jak i przez ogół ludzi, patrzeć inaczej, niż jako na prawo obowiązujące.
Wszystko mi to jedno, czy to jest u niej świadome, czy instynktowne, wyrozumowane własnym umysłem, czy nabyte — dość, że to już dziś weszło w jej naturę.
Ja już dostałem jakby ostrzeżenie w tem, co mi powiedziała z powodu pani Koryckiej: «Wszystkiego można dowieść, ale gdy się źle postępuje, sumienie zawsze powie: «źle! źle! i niczem nie da się przekonać».