Strona:Henryk Sienkiewicz-Bez dogmatu (1906) t.2.djvu/213

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wygra, bo ciocia tak na to liczy i tak jej o to chodzi?
— Jam już wygrał, bo mam takiego gościa, jak to stworzenie, które oto siedzi przedemną.
— Ty sobie żartujesz, a ja doprawdy boję się.
— Ciotka, widzisz — odrzekłem poważniej — nawet w razie przegranej, będzie miała jedną wielką pociechę. Moje zbiory za jakie kilka tygodni będą już w Warszawie, a to było jej marzenie od lat kilkunastu. Jeszcze ojca namawiała na przeniesienie ich do kraju bardzo usilnie. Już wszystkie gazety rozpisują się o tem — i co za pochwały czytałem o sobie — to trudno wypowiedzieć.
A jej droga twarz rozjaśniła się w jednej chwili.
— Pokaż, przeczytaj! — rzekła.
Miałem ochotę całować ją po rękach za ten przebłysk radości. Był to dla mnie nowy dowód. Przecie, gdybym jej był zupełnie obojętny, nie cieszyłyby ją tak pochwały dla mnie.
— Nie — odrzekłem — przeczytam, jak ciotka wróci, a raczej poproszę ją, żeby sama przeczytała, ja zaś schowam się przez ten czas za ciebie, bo będę miał niemądrą minę, a prze-