Strona:Henryk Sienkiewicz-Bez dogmatu (1906) t.2.djvu/180

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Co tobie jest? O czem mówiliście z Leonem?
— Anielka — odrzekłem — opowiadała mi, jak źle wpłynęła na zdrowie jej matki sprzedaż Głuchowa — i nie dziwię się, że to ją wzruszyło...
Czy siły Anielki były już zupełnie wyczerpane, czy też to kłamstwo moje, do którego musiała się milczeniem przyłączyć, przepełniło i tak już pełny kielich goryczy, dość, że w tej chwili wybuchnęła niepowstrzymanym płaczem; łkania wstrząsały jej ciałem nakształt spazmów; ciotka pochwyciła ją w ramiona i przytuliła do siebie, jak dziecko.
— Moja Anielko! — rzekła — moje kochanie! Cóż na to poradzić... Wola Boska we wszystkiem! Mnie pięć folwarków grad poniszczył w czasie ostatniej burzy a nawet panu Chwastowskiemu marnego słowa nie powiedziałam!
Nie wiem, dlaczego ta wzmianka o gradzie i pięciu folwarkach wydała mi się czemś egoistycznem i tak marnem w porównaniu do jednej łzy Anielki, że porwała mnie złość na ciotkę.
— Mniejsza o folwarki — odpowiedziałem szorstko — jej idzie o zdrowie matki.
I odszedłem w męce, bom czuł, że zadaję mękę