Strona:Henryk Sienkiewicz-Bez dogmatu (1906) t.2.djvu/149

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

taktyki, trzeba mi było doprowadzić jej niepokój do świadomości, więc rzekłem:
— Tobie coś dzisiaj jest, Anielko, nieprawdaż?
— Mnie? nic a nic!
— Bo chwilami mam takie wrażenie, jakbyś była z czegoś niezadowolona. Czy może nie podoba ci się Klara?
— Ona mi się bardzo podoba i wcale się nie dziwię, że się nią tak ludzie zachwycają.
Dalszą rozmowę przerwało nam zbliżenie się Klary i Śniatyńskich. Czas był wracać do domu. Po drodze spytał Śniatyński Klarę, czy rzeczywiście jest zadowolona, jak mówi, ze swej wycieczki do Warszawy.
— Najlepszy dowód, że nie myślę o odjeździe — odpowiedziała wesoło.
— Postaramy się — wtrąciłem — by pani na zawsze z nami została.
Klara, mimo całej prostoty, z jaką zwykle przyjmuje to, co się do niej mówi, spojrzała tym razem na mnie pytającym wzrokiem, poczem zmieszała się nieco i odrzekła:
— Wszyscy tu dla mnie tak dobrzy!..
Ja wiedziałem, że moje słowa są poniekąd szelmostwem, mogą bowiem wprowadzić w błąd Klarę, ale chodziło mi przedewszystkiem o wra-