Strona:Henryk Sienkiewicz-Bez dogmatu (1906) t.2.djvu/105

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

o niej i że może być taki stan, w którym myśli o nędzy kończą się, a ona, jakby morze, idzie jeszcze i jeszcze dalej. W tej chwili wydaje mi się, że żegluję po tem morzu.
A jednak nie. Jest coś, co mi zostaje. Czytałem kiedyś w pamiętniku Amiela, że czyn, to tylko zgęszczona aż do stanu materyi myśl. Ale myśl może pozostać w stanie oderwanym — uczucie, nie. Teoretycznie byłem tego świadom i przedtem — dopiero teraz sprawdziłem ten pewnik na sobie samym. Od czasu mego powrotu do Płoszowa, aż do tej chwili nie powiedziałem sobie jasno i wyraźnie, że pragnę wzajemności Anielki, ale była to kwestya słów. W rzeczywistości wiedziałem o tem, że jej chcę i chciałem. Każde moje spojrzenie, każde słowo, wszystkie postępki, zdążały tylko do tego celu. Uczucie, które nie jest jednoznacznem z żądaniem i czynem — jest niczem. Niechże więc te słowa zostaną wymówione: chcę! Chcę dla Anielki stać się najbardziej upragnioną i najbardziej ukochaną istotą, jak ona jest dla mnie; chcę posiadać jej wzajemność, jej wszystkie myśli, jej duszę — i nie myślę stawiać granicy dla moich pragnień; uczynię wszystko, co mi nakaże serce i użyję wszystkich środków, jakie