Strona:Henryk Sienkiewicz-Bez dogmatu (1906) t.2.djvu/095

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

stównie i namyślam się, czy jej nie zaprosić na jeden dzień do Płoszowa?
Widocznie ciotka uważała zaproszenie do Płoszowa za tak wielką nagrodę, że wahała się, czy to jednak nie będzie dla Klary zbyt wiele.
Po chwili ozwała się znowu:
— Gdybym była pewna, że to jest osoba zupełnie dobrego towarzystwa...
— Hilstówna jest przyjaciółką królowej rumuńskiej — odrzekłem z niecierpliwością — i co rok spędza u niej po kilka tygodni. Jeśli dla kogo będzie zaszczyt, to dla nas.
— No, no! — mruknęła ciotka.
Na samem odjezdnem zwróciłem się do Anielki:
— A ty, wybierasz się z ciotką na koncert?
— Muszę być przy mamie, a przytem muszę pisać listy.
— Jeśli chodzi o uczucia stęsknionej małżonki, to nie przeszkadzam.
Na razie ironia tych słów przyniosła mi ulgę. Niech wie, że jestem zazdrosny, pomyślałem; ona tak, jak ciotka i jej matka, należy także do kobiet «anielskiego gatunku», nie dopuszczających istnienia złego. Niechże zrozu-